Cześć, Dziewczyny!
Postanowiłam zrobić wpis, w którym podzielę się z Wami moimi perełkami, jeśli chodzi o serum do cery naczynkowej. Z tymi produktami nie stanie Wam się krzywda, a zyska nie tylko wygląd skóry, ale także jej kondycja. Wszystkie testowałam przez długi czas i udało mi się wyłonić jedno najlepsze serum. Jeśli jesteście ciekawe, jakie kosmetyki wybrałam i co mnie w ich zaskoczyło, to zapraszam do przeczytania tego wpisu do końca.
Jak stosuję serum?
Serum staram się zawsze stosować dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Nie zawsze mi się to udaje, ale staram się, by było częścią mojej codziennej rutyny pielęgnacyjnej. Oczywiście na początku oczyszczam twarz delikatnym żelem, a następnie sięgam po tonik. Po kilku minutach, na jeszcze nieco wilgotną twarz, nakładam serum. Jeśli serum ma pipetę, to przykładam ją bezpośrednio do twarzy i nakładam na nią kilka kropelek. Oczywiście uważam, by nie dotknąć pipeta twarzy, ponieważ mogłoby to wprowadzić bakterię do produktu. Jeśli serum nie ma pipety, do nabieram odpowiednią ilość w dłonie i następnie postępuję ponownie. Staram się pamiętać także o tym, by zawsze rozprowadzić je także na szyi i dekolcie, a nie tylko twarzy, jednak gdy się spieszę to niestety pomijam ten krok. Następnie przechodzę do delikatnego masażu, który trwa dosłownie chwilkę. Gdy serum się wchłonie (z reguły trwa to kilka minut), to nakładam krem: z filtrem przeciwsłonecznym na dzień, lub odżywczy na noc. To wszystko! Trochę mi ten opis zajął, ale uwierzcie, że całość trwa dosłownie kilka chwil. Przejdźmy teraz do produktów, które uwielbiam.
Moje kosmetyczne perełki: serum do cery naczynkowej
Nanoil Anti-Redness Face Serum
Produkty Nanoil znam i stosuję od lat. Na blogu znajdziecie także teksty o innych produktów tej firmy. Zamawiając serum do cery naczynkowej byłam pełna nadziei, że będzie tak dobre, jak inne kosmetyki tej marki. Serum przyszło zapakowane w elegancki kartonik, buteleczka ma standardowe już dla marki 50 ml, co mnie cieszy, ponieważ jedna buteleczka starcza mi na bardzo długo i test jest rzetelniejszy. Serum wyposażone jest w pipetę, dzięki czemu odpowiednia ilość nakłada się sama. Stosuję je dwa razy dziennie. Jego bazą jest woda, więc szybko się wchłania i (na szczęście) nie pozostawia żadnych śladów i już po chwili mogę zaaplikować krem. Choć nie pozostawia śladów, to tworzy na skórze pewnego rodzaju barierę ochronną. Gdy nałożę je rano, to przez cały dzień nie widać zaczerwienień. Z czasem naczynia krwionośne faktycznie przestały prześwitywać, co jest najbardziej spektakularnym efektem. Widziałam także na stronie, ze serum dodatkowo działa przeciwzmarszczkowo. Taki dodatek bardzo mnie ucieszył! Oczywiście w składzie nie ma alkoholu i zbędnych konserwantów, a zamiast tego znajdziemy składniki, które naczynka kochają, czyli wyciąg z kasztanowca i cyprysa.
Nanoil po raz kolejny zdobyło moje serce. Jeśli chcecie więcej poczytać o samym kosmetyku, to odsyłam na www.nanoil.pl
Dior Capture Youth Redness Soother
To mój pierwszy kosmetyk od Dior, ale na pewno nie ostatni. Właściwie to już przymierzam się do zakupu kremu z tej samej serii. Czytałam o nim wiele pozytywnych opinii i nawet duża cena mnie nie zniechęciła. Serum ma niebieskawy kolor i eleganckie opakowanie. Również ma pipetę, więc łatwo mi się je nakłada. Ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Szczególnie lubię je stosować rano, mam wrażenie, że wręcz przedłuża trwałość makijażu i skutecznie maskuje zaczerwienienia. Poza tym wraz z używaniem skóra stała się odporniejsza na działanie czynników zewnętrznych. Poza tym rumień i pajączki faktycznie są mniej widoczne, a skóra wygląda promiennie. To zasługa przede wszystkim peptydów bawełny, zaś cały skład aż w 79% jest naturalny. Znajdziemy w nim także dość niespotykany dwutlenek tytanu, który działa jak filtr przeciwsłoneczny. Jak widzicie efekty są podobne to wyżej wymienionego przeze mnie serum Nanoil. Właśnie z tego powodu Dior zajęło drugie miejsce: efekty są świetne, ale pojemność to zaledwie 30 ml, a jego cena jest o wiele wyższa niż innych polecanych przeze mnie produktów.
Dr. Jart+ Cicapair Tiger Grass Re.Pair Serum
To serum dedykowane cerze naczynkowej, ale także wrażliwej. Długi skład mnie początkowo nie zachęcił, ale koniec końców żaden składnik mnie nie podrażnił. Na uwagę zasługuje przede wszystkim wąkrota azjatycka i pantenol, które naczynka uwielbiają. Od razu po nałożeniu podrażnienia są złagodzone. Długotrwałe efekty to natomiast wzmocnienie naczyń krwionośnych, dzięki czemu nie widać ich już tak bardzo. Niestety, aby to osiągnąć musiałam je stosować dwa razy dziennie przez cały miesiąc. Przyznam, że przy dwóch poprzednich serum te efekty następowały szybciej. Poza tym skóra jest nawilżona i zregenerowana. To kolejne serum o ciekawym kolorze, tym razem jest to zieleń. Podobnie jak w poprzednim, nie utrzymuje się on na twarzy. To kolejne serum na bazie wody, które szybko się wchłania. Ma 30 ml, a najkorzystniej cenowo wychodzi, jeśli zamówicie je przez internet.
PAI Instant Calm Aster Maritime & Avoine Byzantine
Ostatnie miejsce w moim zestawieniu zajmuje serum firmy PAI, o której wcześniej niewiele słyszałam. Dedykowane jest cerze reaktywnej i nadwrażliwej, czyli powinno się u mnie sprawdzić. Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to serum będzie świetnie nawilżać i się nie myliłam. Poza tym zmniejsza małe zaczerwienienia i łagodzi podrażnienia. Po użyciu skóra jest wygładzona, a drobne zmarszczki przestają być widoczne. Przyznam, że póki co nie działa aż tak intensywnie na naczynka jak pozostałe wymienione przeze mnie produkty, ale może potrzebuje jeszcze więcej czasu. Jeśli tak będzie, to zaktualizuję wpis. Ma w składzie olej, więc jego formuła nie jest tak lekka jak pozostałych serum. Minusem jest jego bardzo powolne wchłanianie się. Z tego powodu używam go jedynie na noc, a i tak to czekanie jest dla mnie trochę uciążliwe.
Podzielcie się w komentarzach, jakie są Wasze pielęgnacyjne perełki do cery naczynkowej? <3