Cześć!
Tusze od Max Factora prawie zawsze zbierały moje pozytywne recenzje. Do tej pory, mimo zatrzęsienia wszelkiego rodzaju maskar kupuję sobie czasem stary, dobry Max Factor 2000 kalorii – nie wiem, czy z sentymentu, czy po prostu dlatego, że z tą maskarą efekt jest zawsze przyzwoity i gdy akurat mój budżet domowy staje się opłakany – 2000 kalorii od Max Factor bardzo ratuje mój makijaż i nie wysusza portfela.
Testowałam niemal każdy tusz Max Factora. Serio! Wiele z nich zaliczam do naprawdę świetnych kosmetyków i choć moje serce należy do tych bardziej kosztownych maskar z najwyższej półki – to przy testach drogeryjnych kosmetyków pierwsza szafa, do której się udaję należy do Max Factor. Ostatnio marka wydała tusz, który ma w składzie odżywcze składniki, czyli keratynę i biotynę. Jak maluje nowa maskara? Jest trwała? Jaki daje efekt? I co z tą pielęgnacją? Zapraszam na recenzję!
MASKARA VOLUME INFUSION – opakowanie i szczoteczka
Opakowania Max Factor są bardzo ładne, przemyślane i właściwie chyba nie spotkałam w ich ofercie brzydko wydanej maskary. Ta też jest ładna i wyjątkowa – jasne opakowanie w odcieniu perły i złotymi elementami, w kształcie charakterystycznej dla firmy „baryłki” i wiele mówiąca o właściwościach tuszu złotą kropelką, która ma symbolizować drogocenne dla włosków substancje pielęgnacyjne. Bardzo estetyczne opakowanie.
Spiralka trochę mnie zawiodła, ponieważ ja nie cierpię wszelkich włochatych szczoteczek. Dla mnie to przeżytek i relikt epoki, który skleja rzęsy i nigdy nie pomaluje ich tak, jak silikonowa szczoteczka. Moim zdaniem (wiem, że to zabrzmi brutalnie) producent, który daje włochatą szczoteczkę chce ukryć to, że konsystencja i formuła tuszu są marnej jakości – wszystko i tak zgonione będzie na szczoteczkę… No ale nic – na to nie ma rady… szczoteczka wygląda jednak na ciekawą – lekko wyprofilowana, coś tam się z nią dzieje nietypowego, warto dać jej szansę.
MASKARA VOLUME INFUSION – właściwości, skład
Tusz występuje w jednym, tradycyjnie czarnym kolorze. Volume Infusion od Max Factor ma – według producenta – „innowacyjną, hybrydową formułę”… cokolwiek to znaczy. Zawartość keratyny i biotyny ma wzmacniać włoski. No tak, przecież biotyna jest niezbędna dla dobrej kondycji zarówno włosów, jak i paznokci oraz rzęs. Fajnie, że tam się znalazła. Co do keratyny… myślę że to za dużo jak na tusz. Czy pamiętacie (jeśli nie, to przypominam), że nadmiar keratyny jest dla włosów bardziej przekleństwem niż błogosławieństwem? Ma ona niemiłą właściwość: nadużywana po prostu zaczyna gromadzić się u podstawy włosa lub rzęsy, nadbudowuje się i tworzy swego rodzaju blokadę, która utrudnia włosom i włoskom wzrost, a z czasem – osłabia je na tyle, że stają się kruche i łamią się tuz przy samej podstawie. Myślę, że keratyna jest dobra jako kuracja do włosów i rzęs pod warunkiem, że nie używamy jej codziennie…a tej maskary będziecie przecież używać każdego dnia, przez około 3-4 miesiące. Biedne, małe włoski.
MASKARA VOLUME INFUSION – efekt w makijażu rzęs
Porzućmy jednak mroczne myśli o keratynie. Zawsze można przecież używać tej maskary na zmianę z jakąś inną, odżywczą maskarą ale bez keratyny (tusze do rzęs z najwyższej półki wzbogacone są np. o roślinne i ziołowe ekstrakty, naturalne oleje lub wyciągi z kiełków – to dopiero coś!).
Sprawdźmy, jaki efekt na rzęsach daje maskara Volume Infusion. Kolor jest ładny, nie przebijają w nim żadne szare czy grafitowe tony (tusz jest dobrze napigmentowany). Formuła jest dosyć lepka, nie wiem czy ten tusz po kilku tygodniach nie zacznie się nieładnie brylić i zbijać w grudki – zwłaszcza, że włochatą spiralkę trudniej myć bez odginania na wszystkie strony jej włosków.
Jednak nowy, świeży tusz zachowuje się na rzęsach całkiem przyzwoicie – nawet druga warstwa prezentuje się super, a tusz nie skleja włosków.
Przyznam, że makijaż taką spiralką wymaga jednak trochę czasu – należy robić to dosyć starannie, żeby maskara nie odbiła się na powiece. Myślę, że szczoteczka zdecydowanie nie jest dla przerzedzonych włosków – jest dosyć duża i niestety mało poręczna, ale moje rzęsy najwyraźniej ją lubią, ponieważ są doskonale wydłużone i pogrubione. Powieka trochę się pobrudziła na samej linii rzęs, ale ja zazwyczaj maluję kreskę eye-linerem na powiece (zakrywam te niedociągnięcia), więc właściwie mi to nie przeszkadzało.
Tusz jest trwały – nie osypuje się i nie osadza na dolnej powiece – znajduje się cały dzień tam, gdzie powinien, czyli na rzęsach a nie pod okiem 🙂 ogólnie jest to na serio bardzo przyzwoity tusz. Ciekawa jestem, czy obecność biotyny wpłynie an ich kondycję, ale na to musiałabym poczekać kilka tygodni. Z resztą w moim przypadku efekt byłby niemiarodajny, ponieważ już od miesiąca biorę suplementy na ładne włosy, paznokcie i rzęsy.
MASKARA VOLUME INFUSION – moja ocena i opinie
Vilume Infusion to tusz, który zbiera bardzo dobre opinie w sieci. Rzeczywiście dobrze sobie radzi z krótkimi rzęsami i daje ładny, bardzo wyraźny efekt wydłużenia. Czyli – wielkie wow już po pierwszej warstwie. Do drugiej warstwy potrzeba odrobiny dokładności i cierpliwości, ale efekt jest bardzo przyzwoity, zaś trzecia warstwa…nie, nigdy tego nie róbcie, chyba że idziecie na imprezę Manga Girls czy czegoś podobnego, co wymaga od Was posklejanych „klump”.
Ogólnie – fajny, ale do upolowania w promocji, nie za taką cenę. Poza tym – znam dużo lepsze maskary od Max Factor, warte swojej ceny 🙂 Pielęgnacyjna maskara Volume Infusion u mnie zebrała 5 punktów na 10. Próbowałyście już nowego tuszu do rzęs od Max Factor? Napiszcie co o nim sądzicie 🙂
Dodaj komentarz